Dziś odwiedził mnie i panią J.M. Paweł - trzykrotny Mistrz Polski amatorów w maratonach MTB.
Tu można poczytać trochę więcej o tym zacnym Panu. Długo w noc dyskutowaliśmy o treningach, motywacji, celach sportowych i w ogóle o... życiu.
Tak się złożyło, że akurat były to moje urodziny, więc wyjątkowy prezent zrobił kolega swoim przybyciem.
Zbiegło się to wszystko z ugruntowaniem w mojej głowie celu na ten rok. Odległy to cel - bo we wrześniu. Chodzi o te zawody. Oczywiście dystans krótszy. Dłuższy musi poczekać.
Pozostało 27 tygodni. Dużo i mało.
Mało, bo pływanie w powijakach. Nawet jeśli do końca marca osiągnę pełny styl, to gdzie mi do przepłynięcia 1,9 km? To będzie wymagało dużego nakładu pracy.
Dużo, bo w takim czasie spokojnie zdążę zbudować i bazę w rowerze i w bieganiu, i jeszcze ją rozbudować specyficznie pod ten wyścig. Tak, żeby taki dystans pokonać, jak to określił Paweł: "w komforcie".
Założenia? Dotrzeć do mety.
Spekulacje? A jakże. Najgorzej będzie z pływaniem. Ale chyba w 60' dam radę. Rower? W drugim wpisie na tym blogu opisywałem start w zawodach w Zielonce. Tam, na góralu z grubymi oponami na 40-kilometrowej trasie utrzymałem prędkość 33 km/godz. Jeśli przesiądę się na szosówkę (której nie mam) lub pojadę na góralu na cieniutkich slikach, może 35 km/godz. utrzymam. Załóżmy 165'. Bieg? 120'. Plus 10' na zmiany.
Razem daje to wszystko 355', czyli pięć godzin i pięćdziesiąt pięć minut. Takie są spekulacje.
Gorzej będzie z motywacją. W tym mam braki równie duże jak w kraulu. Utrzymać bojowy nastrój przez pół roku nie będzie łatwo.
Ale co Paweł, chyba trzeba spróbować, nie?
sobota, 27 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz