Kolejny dzień łojenia. Tym razem udaliśmy się na lodospad tuż nad Zmarzłym Stawem. Po kilku dniach obcowania z dziabkami i rakami przebiegam po tym 80-stopniowym lodzie bez większych trudności. Na wędkę. Na prowadzenie - brak motywacji. Napięcie związane z codzinnym niemal pokonywaniem przestrzeni w pinie już odcisnęło swoje piętno. Nie mam "spręża" na taką przygodę.
Ruszamy więc na trawers Granatów.
Wbijamy się stromym kuluarem na Zadnią Sieczkową Przełączkę. Z niej kilka metrów na Zadni Granat. Potem Pośrednia Sieczkowa Przełączka. Pośredni Granat. Skrajna Sieczkowa Przełączka. Skrajny Granat. Tu tłum ludzi. Powietrze przejrzyste. Słońce jakiego chyba nie bylo jeszcze na kursie. Trwawers jest dość lufiasty. Staram się iść ostrożnie, co dość spowalnia marsz, więc ciągnę się w ogonie.
Dalej podążamy przez Pańszczycką Przełączkę Wyżnią, Zadnią Pańszczycką Czubę, Pańszczycką Przełączkę Pośrednią, Skrajną Pańszczycką Czubę i na Pańszczycką Przełęcz. Niesłychane widoki. W dole staw ukryty pod pierzyną grubej chmury. Tam ciemno, tu świetliście. Tam mrocznie, tu radośnie. Z przełęczy schodzimy w ten cień. To ostatni dzień ostrego napierania. Jakoś bardziej zbliżyłem się do gór.
wtorek, 9 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz