Nad ranem, ok. 5, wiatr wzbudzał poruszenie wśród desek Betlejemki. Momentami cały budynek delikatnie drgał. Na zewnątrz śnieżna zadymka. Wyruszamy na drogę Potoczka na Czubie nad Karbem.
Na Czarnym Stawie śnieg siekł twarze lodowymi krupami. Zawierucha, że ledwo było widać na jakieś sto metrów. Na podejściu instruktor torując drogę, obsunął się dobre dwadzieścia metrów z obsuwem śnieżnym - niewielką lawinką. Podeszliśmy jeszcze kawałek i zdecydowaliśmy się na odwrót.
Gdy przemierzaliśmy dalej Czarny Staw, wiatr jeszcze się nasilił. Trudno było ustać na nogach. Czasem zatrzymywaliśmy się i odwracaliśmy plecami do wichru wiejącego od Granatów, by przeczakać najgwałtowniejsze podmuchy. W pewnym momencie J.Cz. idący w plastikowych butach został powalony przez wicher na lodową taflę.
Dotarliśmy do zacisznego zakątka pod skały i poćwiczyliśmy technikę hakową starą metodą podciągu. Po południu wiatr ucichł.
środa, 3 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz