środa, 30 czerwca 2010

Do Puńska

"Pobytuję" na Suwalszczyźnie. Przepiękne tereny. Pagórkowato, mnóstwo cichych asfaltów. Wybrałem się na wieczorną, rozpoznawczą przejażdżkę do Puńska i z powrotem. Wyszło: 21,36 km
Czas: 1 04'
Średnia: 19,81 km/h

niedziela, 27 czerwca 2010

Pływanie

Dawno nie pływałem. Warszawianka więc. 14 x 50, po każdym basenie 45'' przerwy. Ciężko się pływało. Na koniec w ciągu - 100 metrów na plecach, 200 żabką. Razem wyszło 1000 metrów.

sobota, 26 czerwca 2010

Piętnastak

Po akcji festiwalowej spore zmęczenie. W sumie można by to uznać za niezły trening wydolnościowo-siłowy. Potem przyplątała się choroba i na kilka dni trzeba było się poddać. Ale nie ma miękkiej gry.
W ramach Pucharu Maratonu Warszawskiego - 15 km.
Gorącą, leśna trasa z wybojami, niewielka liczba ludzi.
Udało się pobiec 1 18' 11''. Wychodzi więc po jakieś 5.12 na kilometr. Przyzwoicie.
Upalny bieg

środa, 16 czerwca 2010

Chłopaki cwałują

Umówiliśmy się tradycyjnie z Wojtkiem i Arturem na 7.15 na Agrykoli, żeby pobiegac po Łazienkach.
Chłopcy zaczęli mocno. Potem było jeszcze mocniej. Ja z przeziębieniem, ledwo gonię.
Dwa kółka. Zwykle pokonujemy je w ok. 52 minuty.
Tym razem wyszło 44.

wtorek, 15 czerwca 2010

125 w ciągu, dusza moczy stopy, a zatoki skute lodem

Na Wodnika i do wody. Tłoczno. Ok. godz. 18.30.
Postanawiam opykać kilometr w 8 strzałach po 125 metrów każdy.
Nie wiem czy dam radę zrobić 5x25 w ciągu. Więc startuję, a dusza wychyla głowę ponad wodę, siedząc mi na ramieniu i mocząc jedynie stopy.
Dało radę.
Pierwsza seria ustrzelona. Nawet nie było tak ciężko. Super!
90 sekund przerwy.
Potem kolejna seria i kolejna, i kolejna. Tłok taki, że czasem trzeba płynąć na torze na trzeciego.
Po 5. serii czuję, że głowa mi pęka. Zatoki nabite na maksa. Dusza zlazła z ramienia i gdzieś kwili, że boli, bo ona ma połączenie z fizis i też czuje, że zatoki pękają od smarków niczym kra w Gdańskiej na wiosnę.
Strzelam jeszcze jedną serię i się poddaję. Tłok i pękające zatoki. Razem wyszło 750 metrów. Też nieźle.

sobota, 12 czerwca 2010

Niech zobaczy

Rano przezornie udaję się na "Pragię", na basen przy ul. Jagielońskiej. Kiedyś tu kładłem podwaliny pod kraula, pokonując na plecach setki metrów. Teraz niech sobie basenik popatrzy do czego doszedłem.

Pływam setki bez przerwy. Czyli 4 baseny bez zatrzymania, potem 90 sekund przerwy. I tak 10 razy - czyli łącznie 1000 metrów.

Myślę, że basen był ze mnie zadowolony.

piątek, 11 czerwca 2010

Basen dla cierpliwych i bieganko

Jadę na Warszawiankę. Są zawody. Basen zamknięty. Jadę na Wodnika. Z duszą na ramieniu, bo przez ostatnich kilka dni, ze względu na zagrożenie powodziowe, basen był zamknięty i nie wiem, czy już go otworzyli. Otworzyli. Wskakuję do wody. Za chwilę jest przy mnie ratownik.
- Czepek!
Zapomniałem. Na Warszawiance można bez. Tu nie. Zapomniałem.
- W kasie można kupić - mówi ratownik, po dłuższej utarczce słownej z pływakiem (czyli ze mną), który twierdzi, że ma bardzo krótkie włosy.
Wychodzę w slipkach do kas. Pani w kasach mówi, że czepków nie mają, ale na dole (po schodach w dół do hali głównej) jest sklepik. Schodzę do hali głównej, koło szatni. Kupuję czepek. 10 zł.

Potem trudny schemat.
900 metrów kraula - 3 razy po 3x100 (każda setka 4x25/trzy oddechy) po setce 45 sek. przerwy, po serii 90 sek. przerwy. Na koniec 100 żaby.

Wracam do domu. Wyjmuję ręcznik i slipy do suszenia. Czepka nie ma.
Zgubiłem.

Po południu czuję się niedorżnięty.
Jadę na Kabaty. Jest ok. 18, ale temperatura chyba przekracza 30 st.C.
Gorąco. Truchtam 10 minut, potem 5 minut mocno, 7 minut truchtu. Znów 5/7 i jeszcze raz, i jeszcze raz. Razem 4 5-minutowe mocne akcenty z przerwami do pełnego wypoczynku.
Łącznie wychodzi 55'13''.

środa, 9 czerwca 2010

Ręce trochę wyżej, myśl trochę poza

Basen - 700 metrów (50/45) + 200 żabą w ciągu. Ale dziś osiągnąłem coś ekstra. Otóż przy oddychaniu na lewą stronę głowa za długo dochodziła do powierzchni i nie nabierałem dość powietrza. W pewnym momencie odkryłem, że jeśli trzymam ręce troszkę płycej - wtedy płynie się rewelacyjnie. Jak rakieta albo ryba. Wyciągnięty, poziomy!!! A więc dotychczas pływałem zbyt mułowato, bo za bardzo zagłębiałem ręce, a to oznaczało za dużą przeciwwagę - przód ciała za głęboko schodził pod powierzchnię. Tak. Trzeba zaburzyć styl, żeby dojść do ideału!
Tak jest ze wszystkim.
Trudno zrozumieć cokolwiek, jeśli się poza to nie wyjdzie. Tylko opuszczając coś można na to spojrzeć z dystansu. Tylko robiąc coś źle, można dowiedzieć się, jak wykonać to poprawnie. Inaczej, robi się tylko pozornie poprawnie. Niepoprawność pozwala odnaleźć wzór.

niedziela, 6 czerwca 2010

Mocno i dziwnie lekko

Długi weekend mija, a my z panią J.M. czujemy się nieusatysfakcjonowani wysiłkowo.
Więc pakujemy rowery do Wieloryba i jedziemy na Kabacki parking.
Na początek 41 km roweru. 1 43'50''. Prędkość średnia bez rewelacji - 23,72. Troszkę wiało - więc jest usprawiedliwienie.
Potem przez 7 minut pakujemy rowery, zmieniam buty, popijamy i biegiem na Kabacką Pętlę. Na początku trochę ciężko. Potem - nadzwyczaj łatwo mi się biegnie. Końcówkę przyspieszam. Razem 1 00'05''.

Łącznie wyszło ok. 2 43'55'' wysiłku. Przyznam, że po tej dawce nawet nie czułem się zmęczony. Przedziwne.

sobota, 5 czerwca 2010

Wczoraj w Bieszczadach, dziś na Warszawiance

Pani J.M. obraziła się na góry - bez powodu, więc dziś znów jesteśmy w mieście stołecznym. Skoro tak - basen. 700 metrów (50/45) + 200 żabą w ciągu.

piątek, 4 czerwca 2010

W deszczu, wśród gór

Wspomagałem panią J.M. w jej nieco wyczynowym starcie. Opowiada o nim tu.
Mi udało się wykonać bieg z Cisnej, drogą w stronę Dukli, z odbiciem na południe jakimś wyszczerbionym asfaltem. W jedną stronę cały czas pod górkę. 35'. Padał deszcz, wiał wiatr. Ja w podkoszulku i butach niekoniecznie do biegania, bo takowych ze sobą nie zabrałem. W drugą stronę wyszło 30'. Z górki.
Wśród pięknych gór, w smakowitym deszczu, w ciszy.