Jadę na Warszawiankę. Są zawody. Basen zamknięty. Jadę na Wodnika. Z duszą na ramieniu, bo przez ostatnich kilka dni, ze względu na zagrożenie powodziowe, basen był zamknięty i nie wiem, czy już go otworzyli. Otworzyli. Wskakuję do wody. Za chwilę jest przy mnie ratownik.
- Czepek!
Zapomniałem. Na Warszawiance można bez. Tu nie. Zapomniałem.
- W kasie można kupić - mówi ratownik, po dłuższej utarczce słownej z pływakiem (czyli ze mną), który twierdzi, że ma bardzo krótkie włosy.
Wychodzę w slipkach do kas. Pani w kasach mówi, że czepków nie mają, ale na dole (po schodach w dół do hali głównej) jest sklepik. Schodzę do hali głównej, koło szatni. Kupuję czepek. 10 zł.
Potem trudny schemat.
900 metrów kraula - 3 razy po 3x100 (każda setka 4x25/trzy oddechy) po setce 45 sek. przerwy, po serii 90 sek. przerwy. Na koniec 100 żaby.
Wracam do domu. Wyjmuję ręcznik i slipy do suszenia. Czepka nie ma.
Zgubiłem.
Po południu czuję się niedorżnięty.
Jadę na Kabaty. Jest ok. 18, ale temperatura chyba przekracza 30 st.C.
Gorąco. Truchtam 10 minut, potem 5 minut mocno, 7 minut truchtu. Znów 5/7 i jeszcze raz, i jeszcze raz. Razem 4 5-minutowe mocne akcenty z przerwami do pełnego wypoczynku.
Łącznie wychodzi 55'13''.
piątek, 11 czerwca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz