Słyszę je w uszach.
Tak. Trąb jest może ze dwadzieścia, trzydzieści. Grają równo jedną melodię, wszystkie na jedną nutę. W środku siebie wyprężam pierś, uśmiecham się, jestem dumny. Choć na zewnątrz uliczny huk, smutni ludzie, pozimowe brudy na chodnikach. Jak zwykle przygarbiony, ale wewnątrz kroczę prosto. Fanfary, fanfary.
Dziś, mogę to przed sobą przyznać, osiągnąłem pełny styl. Pływam kraulem. Tak. Po dzisiejszym taplaniu się w brodziku, pierwszy raz w życiu (a przecież nie trwa ono krótko) mogę powiedzieć, że pływam kraulem.
Och... Parę miesięcy pracy. Sporo nerwów. Szkoła cierpliwości.
Dziś, o 6.40 wprost w brodzik świeciło słońce. W baseniku pusto. Miałem taką czystą głowę. Wyciszenie. Spokój.
Poczułem, że to właśnie to.
Pływam kraulem.
środa, 24 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
gratulacje!!!
OdpowiedzUsuńtak, muszę, przyznać, że przez chwilkę obserwowałam pana JK z daleka,
jego styl i ruchy wyglądają naprawdę profesjonalnie :)