niedziela, 10 października 2010

Co za bieg!

Nie chciało mi się. Nie miałem ochoty. Zarobiony. w ciągu dnia do obiadu wino. Godzina 21. Gdzie biegać po ciemnicy?! No ale niedzielny wieczór, a ja mam niewyrobione kilometry. W tygodniu z 32 zrobiłem jedynie 16. Więc skoro pani J.M. namawia, nie wypada odmawiać.
Zasugerowała, żeby klasyczną pętelkę na 6,5 km dygnąć szybciej, nóżką zamieść nieco raźniej.
- Szaleństwo, na noc będę się męczyć - pomyślałem.
No ale ruszyła kobieta rączo, to przecież nie będę stękał w tyle.
Gniemy tak, że na pierwszym kilometrze mam zadyszkę.
Mocno, mocno, cały czas mocno. W jednej trzeciej trasy chciałem krzyknąć, żeby sobie pani J.M. sama dalej biegła w takim tempie. Ale chyba nie miałem siły gadać. Skoncentrowałem się na wypróżniani się z energii na sposób biegowy, nie głosowy. Chociaż dyszałem, ale to nie było celowe.
W połowie zaświtało mi, że jak tak dalej pociągniemy, to może jest szansa na rekord trasy i tempo po 4:30 na kilometr.
Takie tempo chciałbym utrzymać 11 listopada. Nigdy jeszcze pętelki w takim tempie nie biegłem. Ba, nigdy tu nie załamałem 30 minut. A żeby pętelkę pobiec w tempie 4:30 to całość musi zająć 29'15''.
więc postanowiłem walczyć. Co to była za walka, co za bieg!
W dwóch trzecich byłem przekonany, że da się osiągnąć ten czas! Ostatnia prosta to był już hardcore. Kobieta, jak już skończyliśmy, pytała czy przypadkiem nie mam ochoty zasłabnąć. Fakt - klęczałem na chodniku przy ulicy, co raczej zdarza się tylko żulom w tej okolicy. Ale...
Ale czas! Co za czas! 28'15''.
Dobra - trzy razy zatrzymaliśmy się na światłach i wyłączaliśmy stopery. Trwało to za każdym razem pewnie mniej niż minutę, ale jednak oddech można było jakiś złapać. Fakt też taki, że po ponownym ruszeniu 100-200 pierwszych metrów było dużo wolniejszych, trzeba było się na nowo rozruszać.
Niezależnie.
Czas zabójczy. No, mało mnie nie zabił.
Samego mnie zdziwił potencjał.
A pani J.M. - już tylko krok za mną. Niedługo to ja będę oglądać jej podeszwy.

1 komentarz:

  1. tak! bieg był wspaniały! ale gdzież mi do Pana?! długo Pana nie przegonię!

    OdpowiedzUsuń