Waga: 101,2
Skutki jedzenia po godz. 23.
Bieg: 32'
Średnie tętno: 127
piątek, 28 sierpnia 2009
środa, 26 sierpnia 2009
Bez ruchu
Waga: 99,6
Bez ruchu, bo wycieczki rowerowej do centrum na piwo za ruch raczej uznać nie można.
Bez ruchu, bo wycieczki rowerowej do centrum na piwo za ruch raczej uznać nie można.
wtorek, 25 sierpnia 2009
niedziela, 23 sierpnia 2009
Habdzinman
W sobotę wystartowałem w towarzyskim triathlonie zorganizowanym głównie przez jednego człowieka w Habdzinie koło Konstancina Jeziornej.
Poranna waga: 99,2 kg
Impreza kameralna i niezwykle urocza, dzięki temu, że większość zawodników znała się. Było więc rodzinnie.
Pływanie w niewielkim stawie czy raczej jeziorku będącym starorzeczem Wisły. Miało być ok 720 metrów, lecz było tego nie więcej niż 500 metrów.
Jazda rowerem po asfalcie: 22 km (T.: 41, V.śr.: 31,88, V.max.: 47,09 km/h).
Bieg: 7,7 km.
Zająłem na szczęście nie ostatnie miejsce - 22 na 25 startujących. Z łącznym czasem: 1 39' 50''.
Poszczególne odcinki: 12' 54'', 3' 03'' (zmiana), 40' 22'', 1' 33'' (zmiana), 41' 57''.
To mój pierwszy w życiu triathlon, choć na niestandardowym dystansie. Pozytywnie.
Dojazd i powrót na start na rowerze - 30 km.
Poranna waga: 99,2 kg
Impreza kameralna i niezwykle urocza, dzięki temu, że większość zawodników znała się. Było więc rodzinnie.
Pływanie w niewielkim stawie czy raczej jeziorku będącym starorzeczem Wisły. Miało być ok 720 metrów, lecz było tego nie więcej niż 500 metrów.
Jazda rowerem po asfalcie: 22 km (T.: 41, V.śr.: 31,88, V.max.: 47,09 km/h).
Bieg: 7,7 km.
Zająłem na szczęście nie ostatnie miejsce - 22 na 25 startujących. Z łącznym czasem: 1 39' 50''.
Poszczególne odcinki: 12' 54'', 3' 03'' (zmiana), 40' 22'', 1' 33'' (zmiana), 41' 57''.
To mój pierwszy w życiu triathlon, choć na niestandardowym dystansie. Pozytywnie.
Dojazd i powrót na start na rowerze - 30 km.
piątek, 21 sierpnia 2009
Luzu i wspominków ciąg dalszy
Waga: 100,2 kg.
W kolejnych sezonach - 2003, 2004 startowałem często w maratonach na góralu.
W 2003 r. miałem również sezon wspinaczkowy.
Już wtedy dzięki cudownej diecie - o której przy okazji - zszedłem z wagą do 89 kg.
Wiosną 2003 r. byłem w stanie pociągnąć w skałach VI.1+ - choć na wędkę, osiągnąłem szczyt swoich wspinaczkowych możliwości od momentu, gdy zacząłem parać się tym zajęciem. O początkach wspinaczkowej karierki może innym razem.
W latach 2004-05 moja waga wzrastała powoli z 93 do 97. Potem nastąpił mały życiowy krach i tak oto cyferki znów są trzy.
Dodać należy, że wzrost 174 cm powoduje, że BMI wynosi 33,7, co świadczy nie tyle o nadwadze, co o otyłości.
Ważyć powinienem maksymalnie kilogramów 75.
W kolejnych sezonach - 2003, 2004 startowałem często w maratonach na góralu.
W 2003 r. miałem również sezon wspinaczkowy.
Już wtedy dzięki cudownej diecie - o której przy okazji - zszedłem z wagą do 89 kg.
Wiosną 2003 r. byłem w stanie pociągnąć w skałach VI.1+ - choć na wędkę, osiągnąłem szczyt swoich wspinaczkowych możliwości od momentu, gdy zacząłem parać się tym zajęciem. O początkach wspinaczkowej karierki może innym razem.
W latach 2004-05 moja waga wzrastała powoli z 93 do 97. Potem nastąpił mały życiowy krach i tak oto cyferki znów są trzy.
Dodać należy, że wzrost 174 cm powoduje, że BMI wynosi 33,7, co świadczy nie tyle o nadwadze, co o otyłości.
Ważyć powinienem maksymalnie kilogramów 75.
czwartek, 20 sierpnia 2009
Odpoczynki i pierwsze wspominki
Kolejny dzień na luzie
Waga: 100,2 kg
Przygoda ruchowa rozpoczęła się nieco wcześniej.
O ile dobrze pamiętam rower zakupiłem w 2001.
W 2002 r. wystartowałem po raz pierwszy w maratonie mtb w Bydgoszczy.
Zająłem wtedy ostatnie miejsce na krótkiej trasie.
Porażkę przekułem w książkę, która pozwoliła wystartować całkiem innemu projektowi...
W owym czasie zajmowałem sporo przestrzeni, a moja waga prawdopodobnie zamykała się pomiędzy 115 a 120 kilogramów. Ile dokładnie, nie wiadomo - nie posiadałem wówczas w domu wagi, z reszta bałem się na nią wchodzić.
Waga: 100,2 kg
Przygoda ruchowa rozpoczęła się nieco wcześniej.
O ile dobrze pamiętam rower zakupiłem w 2001.
W 2002 r. wystartowałem po raz pierwszy w maratonie mtb w Bydgoszczy.
Zająłem wtedy ostatnie miejsce na krótkiej trasie.
Porażkę przekułem w książkę, która pozwoliła wystartować całkiem innemu projektowi...
W owym czasie zajmowałem sporo przestrzeni, a moja waga prawdopodobnie zamykała się pomiędzy 115 a 120 kilogramów. Ile dokładnie, nie wiadomo - nie posiadałem wówczas w domu wagi, z reszta bałem się na nią wchodzić.
środa, 19 sierpnia 2009
wtorek, 18 sierpnia 2009
Raz za razem
Waga: 100,6
Dziś wykonałem dwa ruchy, jeden po drugim.
Rower
D.: 19,11
T.: 44'
V.ś.: 25,62 km/h
V.max.: 34,99
Bieg
T: 25'
KOW: 3 (wyjątkowy brak zmęczenia)
Dziś wykonałem dwa ruchy, jeden po drugim.
Rower
D.: 19,11
T.: 44'
V.ś.: 25,62 km/h
V.max.: 34,99
Bieg
T: 25'
KOW: 3 (wyjątkowy brak zmęczenia)
poniedziałek, 17 sierpnia 2009
niedziela, 16 sierpnia 2009
Podwójny ruch
Waga: 99,3 kg
Rower
Dyst.: 19,45 km
Czas: 51'
P. śr.: 22,67 km/h
P. max.: 41,37 km/h (po płaskim)
Bieg
Czas: 25'
Rower
Dyst.: 19,45 km
Czas: 51'
P. śr.: 22,67 km/h
P. max.: 41,37 km/h (po płaskim)
Bieg
Czas: 25'
Pierwsze dwa tygodnie
Projekt rozpoczął się w zasadzie 1 sierpnia czyli dwa tygodnie temu w sobotę.
Poranne wskazanie wagi oscylowało wokół cyferek wyjściowych (startowych) dla projektu.
Właśnie wtedy, w sobotę, wystartowałem w triathlonie towarzyskim organizowanym przez Lechitów Zielonka.
Na dystansie olimpijskim rywalizowali zarówno soliści, jak i sztafety.
Ja w sztafecie, na rowerze. Nasz pływak wyszedł z wody jako pierwszy. Na trasę więc ruszyłem i ja jako pierwszy. Ja na góralu, większość startujących na szosówkach. Na 40-kilometrowej trasie wyprzedziło mnie tylko dwóch zawodników. W efekcie, po biegu wśród sztafet, zajęliśmy trzecie miejsce.
Mój czas na 40 km - godzina, 18 minut. Lepsze czasy miało tylko dwóch innych startujących.
Zaraz po zakończeniu zawodów wraz z a. pojechaliśmy nad Zegrze i z powrotem do Warszawy. Jechałem bez licznika, ale mogło wyjść ok. 90 km wszystkiego łącznie.
W niedzielę rano siedmiokilometrowy bieg w Lasku Bielańskim (ok. 45').
W kolejnym tygodniu byłem dwa lub trzy razy na siłowni - wyłącznie aeroby po około godzinę lub godzinę dwadzieścia. Wiosła, rower, bieżnia, orbitrek.
W piątek wyjazd do Zakopanego. Jeszcze tego samego dnia wychodzimy z a. na Halę Gąsienicową i schodzimy przez Upłaz. Razem wycieczka zajmuje jakieś trzy godziny.
W sobotę pokonuję trasę:
Kuźnice - Hala G.: 1 15'
Odpoczynek na Hali: 23'
Hala - Kozia Przełęcz: 2 02'
Rozstanie z a. na Przełęczy: 51'
Przełęcz - dno Doliny Pięciu Stawów: 46'
Dno Doliny - Szpiglasowa Przełęcz: 1 05'
Odpoczynek: 9'
Zejście do M.O.: 1 19'
Razem: 7 54'
Następnego dnia (niedziela)
Wejście z M.O. na Przełęcz pod Chłopkiem: 2 54'
Odpoczynek: 16'
Zejście: 2 09'
Razem: 5 19'
W kolejnym tygodniu: raz siłownia aerobowo oraz dwa razy basen po 30 minut.
W sobotę (czyli wczoraj): 77 km na rowerze (za Pilawę), przy czym licznik chyba przekłamuje po 1000 metrów na każde 10 km.
Czas jazdy: 3 31'
Prędkość średnia: 21,78
Prędkość max: 40,2
Dziś rano waga wskazała: 99,3 kg
Poranne wskazanie wagi oscylowało wokół cyferek wyjściowych (startowych) dla projektu.
Właśnie wtedy, w sobotę, wystartowałem w triathlonie towarzyskim organizowanym przez Lechitów Zielonka.
Na dystansie olimpijskim rywalizowali zarówno soliści, jak i sztafety.
Ja w sztafecie, na rowerze. Nasz pływak wyszedł z wody jako pierwszy. Na trasę więc ruszyłem i ja jako pierwszy. Ja na góralu, większość startujących na szosówkach. Na 40-kilometrowej trasie wyprzedziło mnie tylko dwóch zawodników. W efekcie, po biegu wśród sztafet, zajęliśmy trzecie miejsce.
Mój czas na 40 km - godzina, 18 minut. Lepsze czasy miało tylko dwóch innych startujących.
Zaraz po zakończeniu zawodów wraz z a. pojechaliśmy nad Zegrze i z powrotem do Warszawy. Jechałem bez licznika, ale mogło wyjść ok. 90 km wszystkiego łącznie.
W niedzielę rano siedmiokilometrowy bieg w Lasku Bielańskim (ok. 45').
W kolejnym tygodniu byłem dwa lub trzy razy na siłowni - wyłącznie aeroby po około godzinę lub godzinę dwadzieścia. Wiosła, rower, bieżnia, orbitrek.
W piątek wyjazd do Zakopanego. Jeszcze tego samego dnia wychodzimy z a. na Halę Gąsienicową i schodzimy przez Upłaz. Razem wycieczka zajmuje jakieś trzy godziny.
W sobotę pokonuję trasę:
Kuźnice - Hala G.: 1 15'
Odpoczynek na Hali: 23'
Hala - Kozia Przełęcz: 2 02'
Rozstanie z a. na Przełęczy: 51'
Przełęcz - dno Doliny Pięciu Stawów: 46'
Dno Doliny - Szpiglasowa Przełęcz: 1 05'
Odpoczynek: 9'
Zejście do M.O.: 1 19'
Razem: 7 54'
Następnego dnia (niedziela)
Wejście z M.O. na Przełęcz pod Chłopkiem: 2 54'
Odpoczynek: 16'
Zejście: 2 09'
Razem: 5 19'
W kolejnym tygodniu: raz siłownia aerobowo oraz dwa razy basen po 30 minut.
W sobotę (czyli wczoraj): 77 km na rowerze (za Pilawę), przy czym licznik chyba przekłamuje po 1000 metrów na każde 10 km.
Czas jazdy: 3 31'
Prędkość średnia: 21,78
Prędkość max: 40,2
Dziś rano waga wskazała: 99,3 kg
sobota, 15 sierpnia 2009
W celu
Blog powstał
W jakim?
Motywacyjnym.
Pisanie tu nie ma nic z lansu. Że jakieś drogie laczki z łyżwą, drinki z parasolką, okularki z napisem rejban, czy może skórzane fotele w moim audi.
Nie
Tu się w słowa zamienia wylany pot.
A potem się na ten pot będzie patrzeć i będzie się można motywować - że się już tyle zrobiło i co się jeszcze może zrobić. I dokąd to może prowadzić.
A przede wszystkim cel na teraz - czyli jakieś pięć miesięcy - to kwestia tego elektronicznego urządzenia, co stoi pod oknem w pokoju obok. To się nazywa waga. Ona pokazuje takie cyferki - jak na nią stanę rano, po wstaniu i wysiusianiu.
Ta waga. Wstyd przyznać jakie pokazuje cyferki.
Chodzi o to, że pod koniec roku, w grudniu, za te pięć miesięcy, ma pokazywać tylko dwie te cyferki. I najlepiej żeby to była ósemka i dziewiątka. I właśnie w takiej kolejności , a nie innej.
Bo na razie to ona pokazuje trzy cyferki i wstyd przyznać jakie pokazuje.
To do dzieła.
W jakim?
Motywacyjnym.
Pisanie tu nie ma nic z lansu. Że jakieś drogie laczki z łyżwą, drinki z parasolką, okularki z napisem rejban, czy może skórzane fotele w moim audi.
Nie
Tu się w słowa zamienia wylany pot.
A potem się na ten pot będzie patrzeć i będzie się można motywować - że się już tyle zrobiło i co się jeszcze może zrobić. I dokąd to może prowadzić.
A przede wszystkim cel na teraz - czyli jakieś pięć miesięcy - to kwestia tego elektronicznego urządzenia, co stoi pod oknem w pokoju obok. To się nazywa waga. Ona pokazuje takie cyferki - jak na nią stanę rano, po wstaniu i wysiusianiu.
Ta waga. Wstyd przyznać jakie pokazuje cyferki.
Chodzi o to, że pod koniec roku, w grudniu, za te pięć miesięcy, ma pokazywać tylko dwie te cyferki. I najlepiej żeby to była ósemka i dziewiątka. I właśnie w takiej kolejności , a nie innej.
Bo na razie to ona pokazuje trzy cyferki i wstyd przyznać jakie pokazuje.
To do dzieła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)